Już jutro w cyklu „Kino Konesera” w piotrkowskim kinie Helios film „Kamerdyner”. A na naszym blogu recenzja tego filmu, która mamy nadzieje pomoże wam w podjęciu decyzji, czy warto wybrać się na wieczorny seans. Zapraszamy:
Długa
droga do wolności
Recenzja
filmu „Kamerdyner”
gatunek:
biograficzny, dramat
produkcja:
USA
premiera:
26 grudnia 2013 (Polska), 5 sierpnia 2013 (świat)
reżyseria:
Lee Daniels
scenariusz:
Danny Strong
Przez
długi czas nie mogłam zdecydować się, co napisać i kiedy.
Szczerze mówiąc trudno było mi nawet zabrać się do obejrzenia
jakiegokolwiek filmu, nie mówiąc już o jego zrecenzowaniu.
Przeżywałam swojego rodzaju odwyk od kina wymuszony na mnie przez
mój organizm. Zostałam jednak zobowiązana do zajęcia się
elementem recenzji pojawiającym się na blogu, a skoro to
zobowiązanie, to postanowiłam wywiązać się z niego jak najlepiej
potrafię. Z pomocą przyszedł mi program filmowy na najbliższy
tydzień zamieszczony na naszym blogu, w którym znalazłam
tytuł „Kamerdyner”. Film oglądałam jakiś czas temu i muszę
przyznać, że znalazłam kilka przemyśleń na jego temat.
Film
jest opartą na autentycznej historii Eugene'a Allena opowieścią o
losach czarnoskórego kamerdynera osnutą dużą dawką historii
Stanów Zjednoczonych dotkniętych zarazą rasizmu. Głównego
bohatera, Cecila Gaines’a poznajemy jako dziecko w sytuacji dla
niego tragicznej, która odbije się piętnem na jego całym
późniejszym życiu. Młody Cecil staje się świadkiem zastrzelenia
swego ojca, który zdecydował się sprzeciwić swemu białemu panu,
który zgwałcił jego żonę. Po takim wstrząsie matka mordercy
postanawia zabrać Cecila do domu i zrobić z niego
„służącego-czarnucha”. Taki wstęp do życia zadecyduje o jego
późniejszych losach i w konsekwencji do objęcia posady kamerdynera
w Białym Domu.
Reżyser
stworzył swoja wizję opierając cały film na zasadzie kierującej
życiem głównego bohatera-na dwóch twarzach, które dla samego
bohatera są oddzieleniem twarzy służącego od twarzy zwykłego
człowieka, a w całym filmie podziałem między życiem prywatnym
Cecila, a czasem spędzanym w pracy. Jednak Lee Daniels moim zdaniem
nie zachował równowagi między tymi dwoma światami i w
rzeczywistości bardzo interesujące wydarzenia z życia bohatera
zostają przysłonięte życiem narodu amerykańskiego. Może taki
był zamysł twórców filmu, mi jednak szkoda, że chociażby wątek
walczącej z nałogiem alkoholowym żony Cecila, Glorii (Oprah
Winfrey) nie został odpowiednio rozwinięty.
Nie brak w tym filmie górnolotnych słów i wielkich
nazwisk. Obsada aktorska jest tak bogata, że wydawałoby się, iż
film, choćby z tego względu powinien być dziełem genialnym.
Niestety moim zdaniem nim nie jest. Wspomniany patos, choć może
adekwatny do rozgrywających się losów narodu amerykańskiego
jest dla mnie momentami nieznośny. Wszyscy znamy miłość
amerykanów do swej ojczyzny i ten film jest jej wyrazem. Po ukazaniu
każdego rasistowskiego ataku reżyser pokazuje nam coś na osłodę
i złagodzenie niesmaku. Taki właśnie jest ten film, zrównoważony,
ułagodzony i posłodzony.
Słowo
kończące - To nie jest film, który zapisze się na lata w historii
kina, ale z pewnością jest to film, który warto obejrzeć, choćby
dla samej przyjemności popatrzenia na „coś ładnego”.
K.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz